5 Obserwatorzy
27 Obserwuję
dominikduda94

Sylwa

Żeby czytać więcej i pisać więcej.

Teraz czytam

Wielkie Teorie Językoznawcze
Paveau Marie Anne
Korona śniegu i krwi
Cherezińska Elżbieta

Seks w czasach zarazy

Lubiewo bez cenzury - Witkowski Michał

Lubiewo miało mnie zaszokować. Wnosząc z okładki i tytułu tego drugiego wydania, kluczem do sprzedaży tej książki miała być atmosfera skandalu obyczajowego. Miałem ją pokochać, bądź znienawidzić.

 

Nie czytałem pierwszego, "ocenzurowanego" wydania. Michał Witkowski zaznaczył, że to, co się w nim nie pojawiło, on sam uważał za zbyt szokujące bądź niesmaczne w 2005 roku, gdy wydawano książkę po raz pierwszy. Skreśleń dokonał pod wpływem "siedzących w nim jeszcze wtedy doktoranta i polonistki". 

 

Szczerze mówiąc, nie byłbym w stanie nawet zgadywać, które elementy nie pojawiły się w pierwszym wydaniu. Lubiewo było pewnie mocnym wejściem raczkującej w Polsce literatury gejowskiej w połowie ubiegłej dekady, teraz być może straciło wiele z impetu ówczesnego skandalu. Zmieniły się czasy, widocznie.

 

Książka otwarcie nawiązuje do tradycji literatury polskiej z dolnej części sinusoidy epok literackich. Znajdujemy w niej Świętego Aleksego, apoteozę baroku, mocne skojarzenia oraz bezpośrednie odwołania do Gombrowicza i Masłowskiej. Język Witkowskiego spodoba się zapewne fanom podobnej literatury, nie dorównuje jednak swoim antenatom polotem, komizmem i perfekcją wulgarno-potocznego stylu. Narracja często zmienia tempo, z dynamicznych partii dialogowych i kilkuzdaniowych quasi-rozdziałów przechodzi w rozległe opowiadania. Ale autor wydaje się nie tyle opowiadaczem, co słuchaczem i zbieracze historii, kronikarzem "Ciot Polskich".

 

Bo to właśnie swoim bohaterom najczęściej oddaje głos, opisy jego własnych perypetii przewijają się gdzieś w tle głównej narracji. Witkowski, zafascynowany życiem środowiska gejowskiego w PRL-u, przypomina barokowych artystów zachwycających się brzydotą i rozkładem. Bo to, co widzimy, to społeczność w stanie postępującej destrukcji. Środowisko "ciot", homoseksualnych mężczyzn mówiących o sobie w rodzaju żeńskim (wbrew pozorom nie transwestytów czy transseksualistów), których jedynym celem egzystencji jest stosunek z heteroseksualnym "lujem", czyli uosobieniem nie poskromionego męskiego żywiołu: menelem, robotnikiem, żołnierzem, więźniem. Bohaterowie to ludzie różni: szatniarze, renciści, sprzątacze, ale także aptekarze, germaniści i studenci. Wszyscy oni jednak funkcjonują gdzieś poza marginesem społeczeństwa, ledwo wiążą koniec z końcem, pozbawieni są ambicji i szans na lepsze życie. Nie dlatego jednak, że nie są akceptowani przez społeczeństwo: ich własny upór w dążeniu do seksu eliminuje z ich życia w zasadzie wszystkie inne cele. Są marginesem i dobrze im z tym. W rzeczywistości PRL-u, gdzie seks jako taki był tabu, szukają spełnienia w parkach, saunach, na plażach nudystów. Po kryjomu, ryzykując przyłapanie, zakażenie chorobami wenerycznymi czy zaatakowanie przez, nieprzychylnych przecież, lujów.

 

Świat ten jest na skraju zagłady: w latach 80-tych dociera do Polski wirus HIV, a władze komunistyczne podejmują wymierzoną w homoseksualistów akcję Hiacynt. W kolejnych dziesięcioleciach postępuje emancypacja gejów: tych, którzy chcą wieść spokojne życie, za przyzwoleniem i w obrębie społeczeństwa, tworzyć stałe związki, walczyć o swoje prawa. Do nich Witkowski odnosi się nieprzychylnie: wytyka im konformizm i fałsz. Nie ulega jednak wątpliwości, że czasy pikiet, czyli miejsc, gdzie wtajemniczone cioty poszukiwały luja, ustępują miejsca klubom friendly, w których bawią się wspólnie osoby różnych orientacji. Autor próbuje przywołać jeszcze na chwilę tą dawną epokę, aby zostawić po niej jakikolwiek ślad. 

 

Lubiewo jest interesujące jako portret zbiorowy anty-społeczeństwa, nonkonformistycznego, nie szukającego akceptacji i wybawienia od swojej niedoli. Bieda, choroby, intrygi, prześladowania nie skłaniają bohaterów do resocjalizacji, szukania innej, drogi życia. Dla nich liczy się tylko zaspokojenie popędów. Z nimi też utożsamia się autor. Cioty z Lubiewa mają to, co cechowało wszystkie anty-establishmentowe sekty, ruchy i subkultury, czyli pęd autodestrukcji. Dlatego właśnie książka, oprócz oczywistej warstwy skandalizującej i wulgarnej, podszyta jest smutkiem i tęsknotą za wolnością i niezależnością. Bije z niej w pewnej mierze tragiczna świadomość tego, że jednostka musi wybrać między akceptacją narzucanych wzorców społecznych a niebytem. Witkowski szokuje i obrzydza opisem perwersji, aby wzbudzić w nas mieszankę litości i pogardy dla ciot tylko po to, aby postawić pytanie: czemu uważacie się za lepszych?

 

MICHAŁ WITKOWSKI - LUBIEWO BEZ CENZURY

2,5 / 5